Oko w oko z małym agresorem
Bije, przepycha się, przywłaszcza sobie cudze zabawki, ciągnie za włosy, pluje. Dominuje, zastrasza inne dzieci krzykiem i siłą. To twój kilkulatek? A może wręcz przeciwnie – ulega zadziornemu rówieśnikowi, nie potrafi obronić przed nim swojego terytorium, ani własnej skóry. Pozwala zabierać sobie klocki, lalki, samochodziki, a uderzony piąstką, nie reaguje inaczej niż wycofaniem się do kąta. Jesteś rodzicem małego terrorysty lub jego ofiary? Spokojnie. Są na to metody.
Chcesz wychować malucha na zaradnego i szczęśliwego człowieka. To dla ciebie oczywiste. Znacznie bardziej niż środki, dzięki którym możesz to osiągnąć. Masz dylemat jak postępować z dzieckiem. W myśl zasady „oko za oko, ząb za ząb” uczyć go oddawać cios koledze, gdy ten uderzy? Popierać przepychanie się łokciami, ekspansję osobistą i walkę o swoje? Czy przeciwnie – postawić na zasady dobrego wychowania? Kształtować w kilkulatku łagodność, tolerancję i dawanie innym przestrzeni? W odpowiedzi na agresję uczyć spokoju, negocjacji, dyplomacji i proszenia? Wobec wymagającej rzeczywistości, w jakiej żyjemy, takie pytania rodzą się wśród rodziców coraz częściej. Bo wydaje się, że dzieciom stąpającym twardo po ziemi i idącym po swoje, nie bacząc na innych, będzie żyło się łatwiej. A miękki… zawsze straci. Czyżby? Czas rozprawić się z mitami na ten temat i przyjąć zdrowe metody wychowawcze.
Drogą środka
Zdaniem coacha i socjolog Dominiki Miodońskiej, mamy dwójki dzieci, trudno powiedzieć czy łatwiej nam – rodzicom – z maluchami, które wiedzą czego chcą, nawet za cenę ich agresywnych zachowań czy z tymi wycofanymi, które wprawdzie nie sprawiają nam kłopotów, są łagodne, ale i najczęściej stają się ofiarami silniejszych: – Matki małych agresorów czasem nie wiedzą gdzie schować oczy, przychodząc do przedszkola i wysłuchując kolejnych skarg na swoje bezkompromisowe, energetyczne pociechy – mówi. – „Bo Jurek znów nabił Jasiowi siniaka!”, „bo podrapał Olę grabkami”, „nakrzyczał na Mateusza”. Z drugiej strony jako rodzic wycofanego malucha widzimy, jak bardzo jest on układny, że nie zawinił. No i oglądamy jego siniaki czy zadrapania, bo przynosi je do domu.
Obie postawy u dziecka wymagają naszych zabiegów wychowawczych. W przeciwnym razie mały agresor pozostawiony sam sobie w przyszłości osiągnie cele kosztem innych, sięgnie odważnie po władzę, ale zmagał się będzie przy tym z problemem w budowaniu zdrowych i partnerskich relacji. A te wbrew pozorom nie tylko zagwarantowałyby mu satysfakcję w prywatnym życiu, ale i większą na polu zawodowym. Bo inteligencja emocjonalna i umiejętność współpracy to jedne z najwyżej cenionych przez współczesnych pracodawców zasobów wśród kadr.
– Nie ulegajmy złudzeniu, że rozpychanie się łokciami to recepta na sukces. Tak myślą ci, gdy którzy sami mają problem z wyrażaniem emocji lub efektywną komunikacją – przestrzega psychoterapeutka Patrycja Rzepecka z Akademickiego Centrum Psychoterapii i Rozwoju przy Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.
A co się dla odmiany stanie w przyszłości z wycofanym przedszkolakiem?
– Jeśli nie zareagujemy od razu, to wprawdzie malec pozostanie grzeczny i kulturalny, ale może w dorosłym życiu łatwo wchodzić w rolę ofiary, cierpieć na wyuczone poczucie bezradności albo brak poczucia wpływu na rzeczywistość – wyjaśnia Miodońska. – Nasze działania wychowawcze powinny być w obu przypadkach przemyślane i dobrze dobrane pod konkretne przyczyny agresji czy wycofania kilkulatka.
Skąd ten terrorysta?
Trudno mówić o konkretnych momentach rozwojowych, w których dziecko może stać się bardziej agresywne niż wcześniej. Jest ich wiele, a kilkuletni okres przedszkolny to jeden z nich.
– Bicie, szturchanie, krzyki, wyrywanie sobie przedmiotów to zachowania, które mają na ogół jedną przyczynę. Dziecko nie radzi sobie z czymś albo nie zostało nauczone, by sobie radzić. Pytanie z czym? – mówi psychoterapeutka Patrycja Rzepecka. – Są maluchy, które nie potrafią zarządzać emocjami: złością, smutkiem, poczuciem porażki. Czują ich w ciele tyle, że trudno im je pomieścić. I… odreagowują na rówieśnikach. Inne – uciekają się do przemocy, bo nie potrafią się jeszcze dobrze komunikować. Łatwiej im wyrwać drugiemu dziecku lalkę niż zakomunikować: „daj mi ją, chcę się nią pobawić”. Modelując zachowanie takiego agresora warto zdiagnozować czy potrzebna jest praca z jego emocjami czy zwiększenie jego kompetencji komunikacyjnych.
Jak twierdzi Patrycja Rzepecka, nieradzenie sobie z emocjami to niedojrzałość układu nerwowego u 3- czy 5-latka, który upuszcza swoją złość w najbardziej pierwotny, atawistyczny sposób. Nie chodzi o to, żeby ją w maluchu hamować, ale wspólnie z nim poszukać innych sposobów na jej wyrażenie. Konstruktywnych i akceptowalnych społecznie. Jedno dziecko uwolni gniew bazgroląc długopisem po kartce, inne – grając w piłkę. Bardzo często sprawę załatwia regularne uprawianie sportu i uwalnianie w ten sposób napięć.
Staś zawsze obrywał w przedszkolu od Miłosza. Ten zawsze musiał się komuś naprzykrzyć. Dziewczyny ciągał za włosy, popychał, a na chłopców rzucał się z pięściami. Na ogół pod byle pretekstem. Staś nie lubił bicia, więc jako jedyny nie potrafił obronić się siłą mięśni. Nie trudno się domyślić, że został wkrótce ulubionym celem ciosów Miłosza. Wspólne działania mam obu chłopców i przedszkolanki nie przynosiły skutków. Ani racjonalne argumenty ani próby nauczenia kolegów komunikowania sobie wzajemnie własnych potrzeb. Aż w końcu konflikt chłopców zakończył się przy okazji dwóch faktów. Mama Miłosza zapisała go na judo, gdzie regularnie uwalniał napięcie mięśniowe, a w zawodach przedszkolaków w warcaby Staś trzykrotnie ograł Miłosza, wywalczając sobie w ten sposób jego respekt.
– To było rzeczywiście niespodziewane rozwiązanie – komentuje Katarzyna Leciejewska, mama Stasia. – Zawsze modliłam się o to, by mój syn wreszcie komuś oddał. Ale on już w wieku 4 lat zakomunikował stanowczo i dorośle: „Mamo, nie wtrącaj się. Nie będę bił i już”. I ja to wtedy uszanowałam. Pedagog powiedziała mi, że przymuszanie wycofanego malucha do zwracania ciosów rówieśnikom może skutkować wyuczonym poczuciem bezradności. No bo dzieciak i tak nie uderzy, a będzie myślał, że powinien to umieć. Przestałam go namawiać do siłowych reakcji i historia z warcabami uświadomiła mi, że Stanisław znajduje własne sposoby na agresorów. Czasem intelektualne, jak warcaby, czasem udaje, że nie słyszy kierowanych do niego zaczepek i przeczekuje prowokację. Z kolei Miłosz, jak się okazało, nie potrzebował wcale naszych tłumaczeń i wzorców kulturalnej rozmowy, ale fizycznego rozładowania.
Urwis kompetentny
i komunikatywny
Według badań OBOP, aż 65% rodziców i wychowawców przedszkoli, stosujących kary wobec agresywnych łobuziaków zauważa, że nie są one nijak skuteczne. Popularne w szkołach siedzenie w kącie „na jeżyka” tyłem do klasy, odsuwanie maluchów od zabawy na całe dnie, nakłanianie do zmywania kubeczków za krzyki albo użyte piąstki, na ogół pogłębia frustrację malucha, ale… nie rozwiązuje problemu, który leży u podłoża jego siłowych czy niegrzecznych zachowań.
– Wyciągając konsekwencje ze złego zachowania malucha, pamiętajmy, że musi temu towarzyszyć przyjrzenie się źródłom całej tej agresji. Czasem uderzenie czy dotkliwe podrapanie koleżanki może być przejawem frustracji, którą przedszkolak w sobie nosi. A frustracja dziecka w wieku 3 czy 6 lat często wynika z poczucia niekompetencji – mówi psychoterapeutka Patrycja Rzepecka. – Niektóre maluchy w przeciwieństwie do pozostałych nie potrafią zawiązać sznurowadeł albo jeść widelcem. Wywołuje to w nich głębokie poczucie nieadekwatności, ale niecierpliwość z tym związaną ukrywają. Nie komunikują jej. Warto przyglądać się sprawnościom malucha i pracować z nim nad tymi, w których odstaje od grupy. Zapinanie guzików, samodzielne załatwienie potrzeby w toalecie, rysowanie, granie na bębenku.
Uczenie dzieci wyrażania własnych potrzeb, chęci i uczuć oraz szkolenie ich w efektywnej komunikacji to podstawowa ścieżka obniżania agresji u przedszkolaków. Przecież całkiem nie tak dawno temu nauczyły się mówić, a teraz… muszą pójść krok dalej. Nauczyć się mówienia tak, by się wzajemnie ze sobą zrozumieć. Niezrozumienie jest najczęstszą przyczyną wytaczania przeciwko sobie przez kilkulatki najcięższych dział.
Jak uczyć komunikacji maluchy? „Nie wyrywaj mi tej lalki. Ja chcę się nią teraz bawić” to jest stanowcze wyrażenie potrzeby. A zarazem podstawowa umiejętność przedszkolaka, by dał odpór agresorowi.
– Proszenie malucha o to, by urwis dał mu spokój, nie ma sensu – mówi coach Dominika Miodońska. – Agresor musi czuć w głosie osóbki atakowanej wyraźną i mocną decyzję, że nie ustąpi miejsca, nie odda łopatki, wiaderka. Taką postawę trzeba wzmacniać szczególnie w dzieciach niepewnych. Zwykle niestety ich jedyną reakcją na doznaną krzywdę bywa płacz.
Kolejnym krokiem na spotkaniu oko w oko z małym agresorem jest dostrzeżenie i uznanie jego potrzeby, a także wyrażenie chęci pomocy. „Widzę, że ty też chcesz bawić się tą lalką. Możesz to zrobić po mnie, jak skończę”. Najczęściej tyle wystarcza, żeby terrorysta uwolnił piąstki. Stoi teraz przed nim zadanie – musi uznać odroczenie przyjemności w czasie i pogodzić się z nim. Jeśli tego nie zrobi, warto nauczyć atakowane dziecko, by w takiej sytuacji nie ulegało, ale zgłaszało się po pomoc do dorosłego. Jeżeli natomiast będąc wychowawcą widzimy, że urwis po raz pierwszy odpuszcza w nadziei, że dopnie swego, tyle że później, warto użyć natychmiastowej pochwały. „Wspaniale powstrzymałeś się do popchnięcia koleżanki. Jesteś dzielny. Widzę jak ci trudno. Wspaniałe co zrobiłeś. Dobra robota”. Maluch urośnie i będzie chciał pochwał częściej.
Poskramianie genów i integracja
Tego lata w jednym z warszawskich przedszkoli doszło do sytuacji ekstremalnej. 6-letni chłopczyk tak mocno zacisnął rączki na szyi koleżanki, że dziewczynka zemdlała. Kiedy mama zapytała, co zrobił. Powiedział, że przytulił Basię, ale po chwili przyznał, że właściwie to ją dusił. Dlaczego? Bo miał potrzebę ją dotknąć. Sprawa 6-latka oparła się o policję i próby odebrania praw rodzicielskich jego matce. Ale czy było to konieczne?
– Przyczyną agresji bywa zaburzenie integracji sensorycznej u dziecka, które boryka się wtedy ze zbyt małym lub zbyt dużym napięciem mięśniowym. Taki maluch może potrzebować dużej ilości bodźców dotykowych, żeby się dostymulować. Będzie uparcie inicjował kontakt z dziećmi, popychając je, dotykając, czy ściskając rówieśników tylko po to… by coś poczuć – wyjaśnia Patrycja Rzepecka. Takie dzieci często nie potrafią dołączyć się naturalnie do zabawy. Zapraszają do niej w brutalny sposób.
Jeśli mamy w domu agresora warto sprawdzić u specjalisty poziom jego integracji sensorycznej i w razie zburzeń, chodzić z dzieckiem na ćwiczenia. Integracja sensoryczna to zdolność malucha do odczuwania, rozumienia i organizowania informacji dostarczanych przez zmysły z otoczenia oraz z własnego ciała. Pozwala segregować, porządkować i „składać do kupy” pojedyncze bodźce w pełnowartościowe informacje dla mózgu. W miarę regularnych ćwiczeń motoryka ciała łatwiej dostosowuje się do otoczenia, a umysł swobodniej przyswaja informacje. W rezultacie „dobre” zachowanie pojawia się u kilkulatka coraz częściej w sposób naturalny.
* * *
Ktoś mógłby powiedzieć, że wszystkie zabiegi wychowawcze nad „zapalnym urwisem” zawiodą, jeśli nie zabronimy mu oglądania telewizji i nie usuniemy negatywnych wzorców rodzinnych. Okazuje się, że w myśleniu o tej sprawie wiele się zmieniło. Prof. Eric Lacrouse, psycholog z Uniwersytetu w Montrealu, zbadał zależność pomiędzy genami a środowiskiem i skłonnością do agresji. Przez ostatnie lata przypisywano odpowiedzialność za przemoc dzieci środowisku, w jakim rosną. Nic z tego. Okazało się, że pierwsze jej oznaki pojawiają się w niemowlęctwie i osiągają szczyt w wieku od 2-3 lat, gdy wpływ otoczenia jest jeszcze naprawdę znikomy. Dlatego rozbrajanie genów pracą wychowawczą to klucz do poskromienia małego agresora tak, by jako dorosły potrafił być spokojny i szczęśliwy.
AUTOR
DOROTA MIERZEJEWSKA