Ja czy My? Oczami obserwatora

Duża, około stumetrowa jadalnia, po brzegi wypełniona dziećmi w wieku od 3 do 6 lat i ich rodzicami. Eleganckie nakrycia, miłe, uwijające się kelnerki, suto zastawiony szwedzki bufet. Prawie przy każdym stoliku trójka dzieci z rodzicami. Z mamą lub tatą. Przeważnie jednak to matki towarzyszą dzieciom w wyjazdach sanatoryjnych. Na sali jazgot, hałas nie do zniesienia. 

Dzieci pozornie siedzą przy stolikach, bo w rzeczywistości mają przy nich tylko zarezerwowane miejsca, a one biegają wokół nich, bawiąc się beztrosko. Kelnerki roznoszące obiad, z mistrzowskim sprytem uprawiają slalom, by przypadkiem nie oparzyć szalejących maluchów. Matki i ojcowie siedzą przy stolikach, co jakiś czas przywołując swoją pociechę tonem głosu wskazującym raczej na komunikat: „Biegaj kochanie, tylko uważaj, byś nie zrobił sobie krzywdy i podbiegnij co chwilkę, to włożę Ci do dzióbka kawałeczek kotlecika”. Są takie dzieciaki, które siedzą spokojnie przy stolikach i przy nich spożywają posiłek. Są też takie, które co prawda siedzą, nie jedzą, ale za to uderzają łyżką o stół, o talerz, tudzież o buzię troskliwej mamusi, oddając się rozkoszy grania na tej niezwykłej perkusji. Jedna z mam pyta: „Dlaczego mnie bijesz, Kamilko?”, po czym szlachetnie nadstawia drugi policzek. Zdarza się czasami, że mamusia lub tatuś nie wytrzymują objawów talentu muzycznego swojej pociechy i wtedy jednym szarpnięciem wykręcają dziecku rękę, wywlekają ze stołówki, odgrażając się, że nie pójdą dziś na goferka. Zdezorientowany maluch nie bardzo wie, skąd ta kara, skoro do tej pory mamusi/tatusiowi odpowiadała taka zabawa. Uderza w płacz. Tupie nogami. Drapie mamusię lub tatusia, szczypie. A po obiadku obiecuje poprawę i idą na goferka.

Kiedy pierwszy raz wróciłam z sanatorium dla dzieci, powiedziałam do zaprzyjaźnionej nauczycielki: – To, co za chwilę przyjdzie do szkoły, to TSUNAMI!

Chodnik przed furtką prowadzącą do przedszkola. Wianuszek mam. Jedna z nich trzyma kartkę z petycją o odwołanie nauczycielki. Podchodzi do mnie i mówi, że jej córka Paulinka skarży się na bóle brzucha i to jest wina nauczycielki, bo nie chwali wystarczająco jej córki, a ta jest bardzo wrażliwa i bardzo potrzebuje pochwał. Paulinka przestała chcieć chodzić do przedszkola. Z resztą nauczycielka podniosła głos na dzieci, a Paulinka bardzo emocjonalnie reaguje na podniesiony ton głosu. Itd... itp...

Innym razem obrazek z szatni. Ponownie wianuszek mam. Jedna pokrzykuje, że nie podaruje nauczycielce, bo ta postawiła jej Mateuszka w kącie. Co z niej za nauczycielka, skoro nie potrafi sobie poradzić z niesfornym sześciolatkiem i dzwoni do niej, matki Mateuszka, by ta przyszła na spotkanie, bo ów Mateuszek uniemożliwia prowadzenie zajęć. A w jaki sposób niesforny sześciolatek uniemożliwia prowadzenie zajęć? No, nic takiego nie robi. Tylko wchodzi pod stolik, śpiewa wulgarne piosenki, szarpie dziewczynki za włosy, niszczy im prace, pluje na nauczycielkę. No cóż, co z niej za nauczycielka, jeśli nie potrafi poradzić sobie z niesfornym sześciolatkiem, który wypina język i uderza pięścią tatusia zwracającego mu uwagę.

***

Na przystanku autobusowym. Matka i jej nastoletni syn o czymś żywo dyskutują. Na pierwszy rzut oka widać, że jest między nimi różnica zdań. Matka zwraca synowi uwagę.

– Mam to w d...! – wykrzykuje chłopak. – Jestem wolnym człowiekiem! – Jesteś wolnym człowiekiem, ale Twoja wolność ma granice – odpowiada matka.

Na twarzy chłopca pojawia się uśmiech, zmieszany z niepewnością. A jednak, by zachować twarz, uśmiecha się.

Człowiek – istota społeczna

Elliot Aronson, jeden z największych autorytetów psychologii społecznej, w swojej książce Człowiek – istota społeczna, już poprzez samo nadanie takiego właśnie tytułu tej pozycji, nie poddaje nawet przez moment w wątpliwość tego, jakie ogromne, wręcz fundamentalne znaczenie dla człowieka ma życie w społeczeństwie. Rozważa i potwierdza opisem wieloletnich badań przemożny wpływ grupy na jednostkę. W rozdziale Konformizm ukazuje, jak ważne jest znalezienie równowagi pomiędzy byciem dobrym współpracownikiem (czyli działającym w grupie) a jednoczesnym zachowaniem swojego indywidualizmu. Wykazuje, że człowiek stale staje przed wyborem: ja – jednostka i ja – członek grupy.

Wagę przynależności jednostki do grupy społecznej podkreślił inny amerykański psycholog Abraham Maslov, który przedstawił hierarchię potrzeb człowieka w postaci Piramidy Potrzeb. Teoria ta wyznacza potrzeby człowieka, rozumiane jako odczuwanie braku. Chęć zaspokojenia potrzeby staje się motorem ludzkiego działania. Na trzecim piętrze piramidy usadowione są potrzeby przynależności do grupy, akceptacji, miłości, przyjaźni.

W naturze człowieka leży życie w grupie społecznej. Do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje on realizować się w grupie, w której czuje się akceptowany. Alienacja, odrzucenie przez grupę, jest jednym z najboleśniejszych doświadczeń. W dalekiej historii możemy odnaleźć dowody na to, że wykluczenie z grupy społecznej ludzie postrzegali jako jedną z dotkliwszych kar. Bo czymże innym było skazywanie obywateli na banicję1? W przeszłości na banicję skazywane były całe rodziny lub narody. Dla przykładu – rzymski senat mógł skazać na banicję rzymskie rodziny (np. ród Brutusa) albo całe państwa. Wtedy z takim państwem lub rodem prowadzono wojnę.

Każda grupa społeczna wypracowuje zasady, którym podlegają jej członkowie. Chcąc przynależeć do grupy i odnajdować w niej akceptację, niezbędnym jest podporządkowanie się jej zasadom i uznanie autorytetów. Łamanie zasad zawsze wiąże się z konsekwencjami. Optymalne funkcjonowanie w grupie wymaga od jej członków podporządkowania się zasadom i normom grupy, w przeciwnym razie jednostce grozi banicja i będąca jej efektem – samotność.

Przedszkole jako doświadczenie życia w grupie

Człowiek, przychodząc na świat, od pierwszych dni swego życia uczy się funkcjonowania w grupie społecznej. Pierwszą i podstawową grupą, w jakiej przychodzi mu żyć, w której panują pewne zasady, normy i autorytety jest rodzina. Jest to grupa społeczna, na wybór której jednostka nie ma wpływu, gdyż przynależność do niej wynika z naturalnego cyklu narodzin.

Kolejną grupą, w jakiej zaczyna funkcjonować człowiek w wieku kilku lat, jest grupa przedszkolna. Tym razem to rodzice mają realny wpływ na jej wybór i podejmują decyzję o zapisaniu dziecka do placówki przedszkolnej.

Pójście do przedszkola wymaga od dziecka poznania nowych zasad i norm grupowych, poznania członków grupy, tj. innych dzieci i wychowawców, z którymi będzie na co dzień przebywało przez wiele godzin. To trudny etap dla rodziców i dzieci. Kształtowanie nowej grupy przedszkolnej to także nie lada wyzwanie dla nauczycieli przedszkola.

Od około dekady w polskich placówkach przedszkolnych obserwuje się coraz większe problemy adaptacyjne dzieci. Nauczyciele  mówią o tym, że coraz częściej spotykają się z dziećmi, które nie chcą podporządkować się zasadom panującym w przedszkolu, co prowadzi do, między innymi, dużej trudności w prowadzeniu zajęć i realizacji treści wynikających z podstawy programowej, obowiązującej w placówkach oświatowych.

Można by zastanawiać się na przyczyną takiego stanu rzeczy. Raczej nad przyczynami, których zapewne jest wiele i które mają większy lub mniejszy wpływ na obecny stan rzeczy. Ważniejsze zdaje się znalezienie odpowiedzi na pytania:

– Jeśli nie grupa społeczna, to co w zamian?

– Jaki związek jest pomiędzy trudnościami z dostosowaniem się do panujących norm społecznych a samotnością dzieci i młodzieży?

– Czy skrajne hołdowanie indywidualizmowi nie prowadzi człowieka do samotności, niezrozumienia i czy aby tu nie należałoby szukać jednej z przyczyn coraz większej liczby dzieci i młodzieży, cierpiących na depresję, zaburzenia żywienia a nawet popełniających samobójstwa?

Statystyki wykazują, że wspomniane zjawiska dotyczą coraz młodszych, a życie odbierają sobie nawet kilkuletnie dzieci i niestety, tendencja w tym zakresie jest wzrostowa.

Efekt wahadła

Obserwując dzisiejsze problemy z dostosowaniem się do zasad i norm, które już w dosyć mocny sposób zaznaczają się w okresie przedszkolnym, niezbędne jest zatrzymanie się. Zastanowienie, na ile jako społeczeństwo transformacji, przemian społecznych, które przyszły wraz ze zmianami ustrojowymi, znajdujemy się na drugim krańcu wahadła zwanego INDYWIDUALIZMEM? Na ile, po czasach podporządkowania się i – nazwijmy to – jednakowości, jesteśmy na krańcu, który neguje wszystko, co może dawać wspólnota, akceptowanie jej zasad, umiejętność kompromisu pomiędzy potrzebami i celami jednostki a dobrem grupy społecznej. Może TO właśnie ma silny związek z coraz głośniej nazywanym KRYZYSEM RODZINY? Związek z coraz większą samotnością człowieka i tym, że zawodami przyszłości są zawód coacha, psychoterapeuty. Samotny indywidualista przestaje sobie radzić z trudami życia codziennego, a będąc w opozycji podporządkowania się zasadom i normom, jakie wyznacza grupa, jednocześnie nie ma możliwości czerpania z niej wsparcia.

Pytanie fundamentalne: co ja, jako rodzic, wychowawca, nauczyciel mogę zrobić, by uspokoić wahadło i zapewnić młodemu pokoleniu względną harmonię?

Może warto zacząć od tego, że na stołówce w sanatorium, nie ma miejsca na bieganie wokół stołów. Spożywamy posiłek, siedząc przy stole, tam też oczekujemy cierpliwie na swoją kolej, by kelnerki mogły sprawnie donieść posiłki na stoliki.

Może warto wspierać autorytet nauczycielki w przedszkolu, a ewentualne niejasności wyjaśniać na drodze partnerskiej rozmowy bezpośrednia z nią?

Może warto, zauważyć i powiedzieć głośno, że prawa jednostki mają swoje granice tam, gdzie zaczynają się prawa pozostałych członków społeczeństwa?

Może warto w końcu zacząć wprowadzanie zmian od siebie, swojej rodziny, swoich postaw, zamiast próbować zmienić świat, by dostosował się do nas?

Janusz Korczak, niekwestionowany autorytet w wychowaniu dzieci, zauważył, że dzieci potrzebują trudnych doświadczeń, by móc się rozwijać. Tak oto brzmi, jedna z próśb dziecka, wg Korczaka: „Nie chroń mnie przed konsekwencjami. Czasami dobrze jest nauczyć się rzeczy bolesnych i nieprzyjemnych.”

Grażyna Pióro, nauczycielka z 37-letnim stażem pracy z dziećmi młodszymi, w rozmowie na temat coraz większych problemów dostosowawczych dzieci w wieku przedszkolnym, mówi: – Mam wrażenie, że dziś rodzice idą przed swoimi dziećmi z miotełkami i starają się zmieść z ich drogi każdą napotkaną przeszkodę, aby przypadkiem dziecko jej nie napotkało. W efekcie dzieci stają się bezradne i oczekują, że świat dostosuje się do nich.

A może by spróbować inaczej...

Duża, około stumetrowa jadalnia, po brzegi wypełniona dziećmi w wieku od 3 do 6 lat i ich rodzicami. Eleganckie nakrycia, miłe, uwijające się kelnerki, suto zastawiony szwedzki bufet. Prawie przy każdym stoliku trójka dzieci z rodzicami. Z mamą lub tatą. Przeważnie jednak to matki towarzyszą dzieciom w wyjazdach sanatoryjnych. Na sali przyciszone rozmowy. Dzieci siedzą przy stolikach. Kelnerki roznoszą obiad. Matki i ojcowie siedzą przy stolikach. Jakiś maluch wpada na pomysł, by pobiegać wokół stołu. W tym momencie matka zwraca mu uwagę stanowczym tonem: – Usiądź przy stole, Skarbie. Na stołówce panuje zasada, że na posiłek czekamy, siedząc na swoim miejscu. Panie kelnerki pracują, a kiedy biegasz, to im utrudnia pracę. Inny próbuje zamienić zastawę stołową w perkusję. Ojciec nie zgadza się na to. Wyjmuje z rąk dziecka łyżkę, mówiąc: – Tak nie wolno. Dziecko w odpowiedzi uderza w płacz. Tupie nogami. Ojciec zapowiada konsekwencję takiego postępowania, a jeśli Skarb nadal upiera się przy swoim, nie idą na goferka.

Dziecko wie, że rodzic konsekwentnie przestrzega zasad. Wie, czego może się spodziewać, jakie zachowania spotykają się z akceptacją, a jakie nie. Czuje, gdzie przebiegają granice, a to daje mu poczucie bezpieczeństwa. W przyszłości będzie wiedziało, jakie zasady obowiązują na stołówce i rozumiało, że panie kelnerki mają prawo do spokojnych warunków pracy.

***

Chodnik przed furtką prowadzącą do przedszkola. Wianuszek mam. Jedna z nich idzie na spotkanie z nauczycielką, by podzielić się swoimi obawami, jakie budzi zachowanie jej córki Paulinki. Być może wspólnie znajdą optymalne rozwiązanie problemu.

 ***

Innym razem obrazek z szatni. Ponownie wianuszek mam. Jedna z nich została wezwana na rozmowę w sprawie zachowania syna w przedszkolu. Dowiedziała się, że nauczycielka postawiła jej Mateuszka w kącie, bo Mateuszek uniemożliwia prowadzenie zajęć. A w jaki sposób niesforny sześciolatek uniemożliwia prowadzenie zajęć? Wchodzi pod stolik, śpiewa wulgarne piosenki, szarpie dziewczynki za włosy, niszczy im prace, pluje na nauczycielkę. Matka jest wyraźnie zatroskana. Zadaje sobie w myślach pytanie: – Co się dzieje z moim synem? Może to pomyłka? Może nauczyciel popełnił błąd? Może to my popełniamy jakieś błędy wychowawcze? Jest pełna niepokoju, czuje zawstydzenie. Idzie na rozmowę. Może razem z wychowawcą, znajdą przyczyny takiego zachowania jej syna i umówią się na wspólne działania wobec chłopca. Wie przecież, jak ważne jest, by dziecko czuło, że najważniejsze osoby w jego otoczeniu, autorytety, którymi są rodzice i nauczycielka, wspólnie działają, bo zależy im na jego powodzeniu. Dziecko czuje, że jest bezpieczne. Nie musi dokonywać wyboru pomiędzy tym, co mówią rodzice, a co mówi Jego Pani. Oni mówią tym samym głosem.

 ***

Na przystanku autobusowym. Matka i jej nastoletni syn o czymś żywo dyskutują. Na pierwszy rzut oka widać, że jest między nimi różnica zdań. Matka zwraca synowi uwagę.

– Mam inne zdanie na ten temat – odpowiada chłopak. – Jestem wolnym człowiekiem.

– Jesteś wolnym człowiekiem, ale Twoja wolność ma granice – odpowiada matka. Na twarzy chłopca pojawia się uśmiech, zmieszany z niepewnością.

Skoro świat nie dostosuje się do naszego dziecka, my mamy szansę uczyć nasze dzieci, by umiały dostosować się do świata, z zachowaniem własnego zdania. Warto ukształtować osoby szanujące swój indywidualizm, z jednoczesną umiejętnością czerpania potencjału, jakim jest przynależność do grupy.

1. Banicja (łac. bannitio, od bannire – skazać na wygnanie) – wygnanie z ojczyzny. Skazany na taką karę to banita.

Katarzyna Borowska