Kto ma ochotę na nowalijki?
Wiosna zadomowiła się już na dobre. Dzień znacznie się wydłużył, a wiosenna temperatura sprawia, że znacznie chętniej sięgamy po lżejsze potrawy. Stragany warzywne kuszą różową rzodkiewką, sałatą, szczypiorem, ogórkiem czy pąsowym pomidorem. Tylko czy aby na pewno urosły one w ziemi i dodadzą nam zdrowia i wigoru?
Spragnieni wiosny, świeżych, aromatycznych warzyw i owoców, sięgamy po nowalijki, za którymi tęskniliśmy co najmniej kilka miesięcy. W warzywniakach i na bazarach już od początku kalendarzowej wiosny bez problemu kupimy sałatę, rzodkiewkę, szpinak, szczypior czy ogórka. Są to oczywiście uprawy szklarniowe albo sprowadzane z południa Europy. W polskim klimacie, z racji na częste przygruntowe przymrozki, aż do początku maja nie znajdziemy na straganach krajowych upraw gruntowych.
Czy nowalijki dostarczają nam cokolwiek cennego?
Wielu z nas zastanawia się czy takie szklarniowe cuda dostarczają jakichkolwiek cennych wartości. Otóż tak! Warzywa szklarniowe dostarczają podobną ilość witamin i składników mineralnych do tych uprawianych pod gołym niebem. Mają w prawdzie nieco mniej witaminy C i są mniej słodkie, bo zbyt mało światła miało szansę do nich dotrzeć. W związku z tym absolutnie nie mogą się równać smakowo z warzywami z pełni sezonu, ale wartość odżywcza jest zbliżona.
Szkodliwe azotany!
Poważny problem dotyczy jednak dużej ilości szkodliwych azotanów, które w nadmiarze kumulują się w tych pierwszych wiosennych warzywach z racji na ich „przenawożenie”. Żeby nowalijki wyrosły w niezbyt sprzyjających warunkach trzeba je bardziej i solidniej nawozić, by miały szansę w ogóle urosnąć. Same azotany dla organizmu nie są szkodliwe, ale w wyniku przemian metabolicznych redukują się do bardzo niebezpiecznych azotynów, a dalej potrafią też przekształcać się w nitrozoaminy, które uszkadzają DNA i mogą powodować rakotwórcze mutacje.
Jeść symbolicznie czy nie jeść wcale…
Jeśli mimo wszystko ochota na zjedzenie rzodkiewki czy sałaty jest większa od potencjalnej jej szkodliwości kierujmy się kilkoma ważnymi zasadami:
- nie przechowujmy zakupionych nowalijek w foliowych woreczkach, bo w takich warunkach ułatwiamy ich redukcję do szkodliwych azotynów
- przed zjedzeniem nowalijki powinny być dokładnie umyte (lub nawet wyszorowane szorstką stroną gąbki lub szczoteczką), warto też na kilka minut pozostawić je w wodzie do wymoczenia
- marchew, ogórka czy pietruszkę warto obrać przed jedzeniem, bo na skórce i tuż pod nią znajduje się najwięcej szkodliwych substancji
- nie warto wybierać najbardziej dorodnych okazów, tym bardziej takich o nienaturalnie dużych kształtach
- podczas zakupów należy kierować się w stronę nowalijek bez plam i przebarwień na bulwach i liściach, bo mogą one świadczyć o przenawożeniu
- nowalijki traktujmy raczej jako chrupiący i pachnący dodatek do posiłku, „symboliczne” urozmaicenie
Kilka słów na uspokojenie :)
Jeśli myślicie, że tylko nowalijki zawierają szkodliwe nitrozoaminy, to jesteście w błędzie. Z resztą, te z nowalijek neutralizuje częściowo witamina C zawarta w nich samych. Dużą ilość tych szkodliwych substancji dostarczają nam przez cały okrągły rok peklowane wędliny i mięsa! Warto więc zastanowić się nad ograniczeniem tych produktów w codziennym menu.
A może własny zdrowy parapetowy ogródek
Czemu zatem nie pokusić się o zieleninę z własnego parapetu. Już teraz w doniczkach możecie zasadzić cebulkę na świeży szczypiorek, koper, rzeżuchę czy natkę pietruszki. Wystarczy parapet z dobrym nasłonecznieniem, doniczki i dobre chęci :). Zielenina samodzielnie uprawiana smakuje najlepiej, a przede wszystkim pozbawiona jest wszelkich zanieczyszczeń i szkodliwych substancji. Także domowa uprawa kiełków jest o tej porze roku bardzo wskazana.
Ruszajmy zatem do sklepu po doniczkę, ziemię i nasiona, możemy też skusić się na symbolicznego ogórka czy rzodkiewkę na kanapkę, a na dużą ilość sklepowych soczystych warzyw poczekajmy, przynajmniej do maja.
Ewa Buczkowska, dietetyk, zespół Akademii Zdrowego Przedszkolaka